Wrócić tam po pięciu latach i osiągnąć cel. Piła Półmaraton Philips 2015.
Pamiętasz jak napisałem 29 czerwca w poście, który przedstawiał moje plany i cele na drugą część sezonu, że w Pilskim Półmaratonie: ?Celuję w 01:15:30 ? 01:16:00.? Niestety, nie udało się. Pobiegłem szybciej 🙂
Zacznę od początku. Plan ułożyłem dobry, miałem niezbyt wiele czasu, wyznaczone mocne akcenty (2 w tygodniu) i czułem się po każdym treningu świetnie. Wszystko szło zgodnie z planem, a nawet lepiej. Czułem, że złamanie 01:16 i bieg poniżej swojej dawnej życiówki również z Piły (01:17:33), to tylko formalność. Jednak na tydzień przed startem, a dokładnie w sobotę, mój plan mówił o zrobieniu 12 x 1km w tempie 3:34/km. Uznałem, że zrobię tylko 10, choć czułem się bardzo dobrze. Wyszło idealnie, a nawet musiałem sporo się hamować przed szybszym biegiem, ale tak mam, jak robię trening na stadionie – zawsze mnie poniesie 😛
Tym razem po treningu nie było tak kolorowo, jak po pozostałych. Ból w mięśniach czworogłowych. Trudny do opisania, promieniujący, ?reumatyczny? (tak go nazywam, ale nigdy reumatyzmu nie doświadczyłem 😛 ). Panika! Co się dzieje? Przetrenowanie? W niedzielę lekki rozruch, w poniedziałek i wtorek ? wolne. Cały czas odczuwam ten dziwny ból. Środa lekkie pobudzenie 4 x 1km, 4x 400m, 4×200 ? sam to wymyśliłem i czułem się dobrze biegając, ale niepokój był ze mną. Ból też. Czwartek znów zrobiłem wolne, a w piątek poprowadziłem zajęcia Core Stability dla swoje grupy z Akademii i sam zaliczyłem 30min ćwiczeń + 6km biegu po zajęciach. Było dobrze, truchtałem i musiałem się hamować. Dawało mi to sygnał, że nie jest źle, ale ten ból? Skąd on i co oznacza? Jak wpłynie na niedzielny start? W międzyczasie odwołałem dwie wizyty lekarskie, które wcześniej umówiłem w panice. Pamiętałem o suplementacji, jedzeniu, spaniu które wyjątkowo przychodziło mi łatwo. Nie ukrywam, że moją motywację i nastawienie sabotowały myśli o bólu w udach. Jednak w piątek wieczorem podjąłem decyzję, że koniec użalania się nad sobą, poddawania się złym emocjom i czas na szybkie postawienie się do pionu! Wrócił spokój, wiara, że plan może się udać. Jednak w sobotę, na Facebooku pojawiła się niepokojąca informacja na temat pogody ? deszcz + silny wiatr w porywach do 70km/h! Nie ma co ukrywać ? wizja życiówki rozmywała się mocno. Nie zrezygnowałem z motywacji i nastawiania się na gonienie za wynikiem, a pewne było to, że nie zrezygnuję z walki o to, na co trenowałem tak ciężko.
6 września. Piła.
Do Piły przyjechałem około 9:15. Szybkie odebranie pakietu, spotkanie kilku znajomych, szybkie przebranie się i rozgrzewka, bo czas uciekał nieubłaganie, a pogoda nie rozpieszczała warunkami (zimno i silny wiatr). Rozpoczynając rozgrzewkę, spotkałem mojego kolegę Adama Nowickiego, który również jest Frontrunner?em Asics Polska i oczywiście ubiegłorocznym zwycięzcą Mistrzostw Polski w Półmaratonie. Pobiegliśmy razem nieco ponad 2km, w między czasie wymieniliśmy się celami – planami na dzisiejszy start. Adam zdradził, że będzie chciał bronić tytułu, że jest przygotowany. Dziś pisząc ten tekst, wiem, że niestety nie obronił tytułu i chyba miał jakieś problemy na trasie, bo zawody zakończył z czasem 1:07:19, czyli poniżej jego możliwości, ale wierzę, że Adam się odbuduje i będzie jeszcze nie raz walczył o ten tytuł, bo to dla mnie prawdziwy wojownik.
Rozgrzewałem się spokojnie, bez szaleństw. Na 3 min przed startem, stojąc już 4-5 linii zaczęło się: pierwsze, krople deszczu, który później przerodziły się w solidny deszcz. Już nie było odwrotu.
START. Spora grupa wyrwała do przodu, ja próbowałem trzymać się planu, który ustaliłem ze sobą dzień wcześniej ? pierwsze kilometry spokojnie, nawet po 3:40/km, a później systematycznie przyspieszać. Niestety nie udało się, zauważyłem mocną grupkę 3 chłopaków biegnących równo i przede wszystkim byli wysocy i nawet szerocy w barach, a mój niecny plan mówił, aby wykorzystywać takie sytuacje, bo wieje! Biegli z średnią 3:31 ? 3:33/km, a nawet momentami szybciej. Przygotowywałem się pod taką średnią i postanowiłem zaryzykować i zostać. Jak wspominałem… pogoda nie rozpieszczała. Omijanie kałuż skończyło się po pierwszej niezauważonej, a kolejne były już niczym zabawa z dzieciństwa. Kontrolka uwagi, aby nie wpaść w poślizg, zapalała się na każdym zakręcie, bo biegłem w butach startowych, których plusem było nie wpijanie wody, ale minusem brak odpowiedniego bieżnika. Było trochę szarpania tempem, bo jeden kilometr potrafili pobiec po 3:33 ? 3:35, a następny po 3:24! Raz ich wypuściłem, bo zostałem z grupką, którą dogoniliśmy, aby złapać trochę oddechu, ale później musiałem gonić przez 1km. Ogólnie do 14km biegliśmy razem i czułem, że wytrzymam do końca. Niestety plan pokrzyżował nawrót i wiatr w twarz. Chłopaki odskoczyli na kawałek przed nawrotem i zostałem sam. Średnia spadła mi do 3:39/km i czułem, że słabnę. Czułem, że mnie lekko zatyka, oddech już wyraźnie przeszedł w tryb 2/1, a nawet szybszy. I uczucie spiętego brzusza + kolka, która chce mnie złapać, kłuje po obu stronach, ale jest cały czas na pograniczu. Przyznam się, miałem pełen pęcherz od początku biegu ? błąd żywieniowy, za dużo płynów spożyłem, ?Toitoi? był już za daleko i za wcześnie ustawiłem się na starcie. Ok, dwa kilometry walczyłem z tymi niedogodnościami i na 16km wracałem na właściwy tor. Stawiłem się do pionu, pogadałem ze sobą (nawet chyba na głos) i odrabiałem. Ostatnie 2km biegłem poniżej 3:30/km (ostatni 3:21/km!) Na 100m przed metą zauważyłem zegar, który odliczał od około 01:14:54. Sekundy uciekały powoli, ja nie zwalniałem i biegłem już po swoje, po nową życiówkę.
Meta! 01:15:12! Pierwsza myśl uzmysłowi mi, ile jeszcze we mnie kryje się ambicji, bo byłem wściekły na siebie i przeklinałem te 12 sekund 🙂 Bo przecież mogłem je urwać i złamać 01:15, ale po przejściu kilku metrów, po ochłonięcie, zdałem sobie sprawę, że ja i tak zrobiłem więcej niż zakładałem, że nawet wszystkie mądre wyliczenia i kalkulatory mówiły o tym, że wynik 33:56 na 10km realnie wróży mi wynik w okolicy 01:16:00. Pojawił się uśmiech, poklepałem się po ramieniu i powiedziałem: ?dobra robota Bartek, zawalczyłeś?. Szybko sobie wytłumaczyłem, że łamanie dziś 01:15 byłoby bezsensu, bo jaki cel miałbym na następny sezon? ? a tak już go znam i wiem po co będę trenował 😉 Dziś na spokojnie, cieszę się jeszcze bardziej, bo dotarło do mnie, że w tym roku robię to, co sobie obiecałem po wypadku, w jeden rok poprawiam wszystkie ważne dla mnie życiówki! 5km,10km,15km już mam, a od niedzieli dorzucam półmaraton 🙂
A co z bólem nóg? Zniknął 😉 Ciekawe, co? Przez chwilę miałem czarne myśli, ale dziś, po biegu tłumaczę to sobie pozytywnie i z uśmiechem, że może tak byłem naładowany mocą, że aż takie skutki uboczne otrzymałem, może to jakiś stan gotowości, może nogi się tak niecierpliwiły? Tak im było śpieszno do ostrej walki? Etam.. Nieważne 😉 Ważne są wnioski. Kolejny cel osiągnięty, duże trudności i kolejne granice możliwości pokonane, czyli mam potwierdzenie, że droga, którą szedłem (biegłem ;)) była dobrze zaplanowana, a mniejsze cele (treningi) dobrze realizowane. Pokonane trudności są potwierdzeniem, na ile mnie jeszcze stać, ile siły i wytrwałości mogę generować w trudnych warunkach. Znów mam potwierdzenie, jak ważne jest to, co do siebie mówię, o czym myślę, jak się nastawiam i w jaki stan się wprawiam.
I idąc dalej, szukając więcej pozytywów i dobrych wniosków, to patrząc na to z perspektywy mojej motywacji, tych wszystkich czynników, które na mnie wpływają, aby być wojownikiem, aby walczyć ze wszystkich sił o swoje cele, to ten start nie mógł się nie udać 😉 Przecież wierzę w siebie, wierzy we mnie mój team, czyli moja Akademia Biegowa, którą prowadzę, z którą trenuję i nie mogłem ich zawieść, a chyba tylko Oni wiedzą, jak ciężko trenuję i ile dawałem z siebie na treningach. Moi czytelnicy bloga, bo w końcu celowo obwieszczam publicznie informację o swoich celach i planach, aby ta świadomość była moją motywacją. A nawet fakt, że jestem Frontrunner?em Asics?a, który był sponsorem tego biegu, wpływał na mnie bardzo budująco. Trzeba używać odpowiednich dźwigni, ale to jest już temat na nowy wpis, o motywacji na przykład!? 😉 Tym czasem świętuję dalej moje nowe PB w półmaratonie 😉
Pozdrawiam, MentalRunner Bartek 😉
Podziel się