Raz się wygrywa, a raz się uczy. Czyli podsumowanie mojego startu na 10km podczas Orlen Warsaw Marathon 2015
Raz się wygrywa, a raz się uczy. Taki jest sport. Mógłbym tyle napisać o moim biegu na 10km podczas Orlen Warsaw Marathon, ale rozpiszę się, bo skoro potrafię świętować zwycięstwa i sukcesy, to trzeba też umieć z entuzjazmem przechodzi przez niepowodzenia.
Zacznę od tego, że było trochę eksperymentu w moim starcie. W ostatnim tygodniu pojawiła się lekka akumulacja z bardzo spokojnymi jednostkami treningowymi. Wydawało mi się, że to dobry pomysł, bo czułem lekkie zmęczenie startem na 15km 12 kwietnia w Bukówcu Górnym, gdzie pobiegłem po nie łatwej trasie, na życiówkę (52:51). Z drugiej strony do tegorocznych startów podchodziłem bez specjalnego luzowania i wypadałem bardzo dobrze, choćby życiówka z Maniackiej Dziesiątki w Poznaniu (33:56).
Nie zdawałem też sobie sprawy jak ważna jest tzw ?dyspozycja dnia?, kiedy chce się pobiec bardzo dobrze. Wstając rano czułem się nieco ?połamany?. Kilka godzin podróży autobusem, słabo przespane dwie noce poprzedzające start. Starałem się nie nakręcać, bo wiem jak destrukcyjne jest to działanie na chwilę przed startem. Stojąc na starcie zdawałem sobie sprawę ze swoich możliwości, ale brakowało ?pewnej pewności?, specyficznego uczucia, które odczuwałem np. na wspomnianej 10-tce w Poznaniu, gdzie stałem na starcie, uśmiechałem się do siebie i czułem, wiedziałem, że to dziś! dziś biegnę na rekord 🙂
Wmawianie sobie, że jest wszystko ok, zweryfikował już pierwszy kilometr, który pokonywałem jakby z zaciągniętym hamulcem. Walkę jednak kontynuowałem, ale kolejne kilometry (zbieg chyba na 6km), chwila rozluźnienia, nieuwagi i…odnowiony uraz rozścięgna podeszwowego + kolka!? Tak, kolka ? tego jeszcze nie doświadczyłem w starcie na 10km 🙂 Zatrzymałem się na chwilę przy barierce i rozważałem zejście z trasy, bo szczerze miałem już dosyć biegania w tym dniu, ale to nie był wystarczający powód do zejścia z trasy. Zwolniłem i lekko utykając ukończyłem bieg w 35:55. Dało mi to 88 miejsce na ponad 10 tys. osób 🙂 pocieszające co nie?! 🙂
Zdaję sobie sprawę, że znacznie więcej człowiek uczy się z niepowodzeń, a będąc optymistą, wierzę, że dzisiejsze niepowodzenie może być trampoliną do jutrzejszego zwycięstwa.
Zawsze w takich sytuacjach wychodzę z założenia, że najgorszy start jest najlepszym treningiem. Miał to być start kontrolny – testowy. Tragedii nie ma! O porażce nie ma mowy 🙂 Start docelowy 31 maja, a tym czasem wyciągam wnioski i konsekwentnie trenuje dalej 😉
?Tylko rezygnacja jest przegraną, wszystko inne to krok naprzód?
dobrze napisane 🙂