Gorąca 15stka.
Moja przerwa w startach w biegach była dosyć długa, ale miała swój cel. Czekałem na moment, kiedy zacznę czuć „głód”. Głód pojawił się już pod koniec lipca, ale dałem mu jeszcze trochę czasu na zaspokojenie. Ostatni start 20 czerwca na 12 km w Strzegomiu. Przyszedł czas, aby sprawdzić jak moja forma przed półmaratonem w Pile. Długo myślałem i zwlekałem, gdzie pobiec, ale dwa zaproszenia na imprezy weselne w sierpniu nie dawały zbyt wiele wyboru. Wybrałem Bieg im. Marszałka Józefa Piłsudskiego na 15km w Kobylinie, który zawsze odbywa się 15 sierpnia. Startowałem tam dwa razy (2008 i 2009 rok). Ogólnie ostatniego biegu nie wspominałem zbyt dobrze – byłem w trakcie przetrenowania (o którym jeszcze nie zdawałem sobie sprawy) i bieg ukończyłem prawie na czworaka, nie pamiętając końcowych kilometrów.
Jechałem ze spokojną głową. Wiedziałem, że pogoda będzie bezlitosna i wiedziałem, że jeszcze w takich upałach się nie ścigałem. Założeniem było pobiec w granicach 3:34-3:36/km – jeśli pogoda pozwoli 😉 Z drugiej strony mój środowy trening, który nie jest łatwy, ale biega mi się go bardzo dobrze – 10x1km na bardzo krótkich przerwach (1’w truchcie), biegany po 3:32-3:34/km. Myślałem, że nie będę zregenerowany na kolejny mocny trening, bo poniekąd tak podchodziłem do tego startu. W czwartek tylko spokojne 10km + rolowanie na wałku, a w piątek 10km + 1h Core Stability z rozciąganiem, które prowadzę dla grupy biegaczy w Wolsztynie. Sobota start.
W biurze zawodów zameldowałem się na godzinę przed startem i zastałem sporą kolejkę po odbiór pakietu – współczuję tym, którzy stali tam jeszcze bardzo długo. Na 40 minut przed biegiem byłem przebrany i udałem się na rozgrzewkę, która mogła być mniej intensywna niż zazwyczaj, bo szybko, a nawet za szybko, osiągnąłem oczekiwany stopień rozgrzania 😉
Strój inny niż zwykle tzn czapeczka, przez chwilę okulary i szorty zamiast leginsów. Nawet stare, białe kompresy założyłem na łydki, bo nie chciałem czarnymi przyciągać promieni słońca 😉 Na starcie niespodzianka! Oprócz wielu znajomych spotkałem też ambasadorów firmy Asics – Olgę i Pawła Ochal, którzy również przygotowują się do startów docelowych i też tutaj chcieli sprawdzić formę. Olga trenuje do Wojskowych Mistrzostw Świata, a Paweł do Maratonu Poznańskiego. Na starcie nie zabrakło ekipy ze wschodu – 4 zawodników z Ukrainy, zawsze mocny Krzysiek Szymanowski z Kościana i kilku innych zawodników. Trasa zmieniona, 2 pętle po mieście, sporo zakrętów i jedna nawrotka. Jeden krótki podbieg na most, ale ogólnie było płasko. Ustawiłem się spokojnie w drugiej linii.
Start! Pierwsza 4 uciekła szybko, za nią 3 zawodników, a kilkadziesiąt metrów dalej nasza grupa około 6 zawodników. Tempo dla mnie było idealne 3:33-3:36/km. Czułem się nawet komfortowo, oddychałem w rytmie 2/2 (dwa wdechy dwa wydechy), pełna kontrola sytuacji, nie szarżowałem, nie pchałem się do przodu, a nawet pozwoliłem sobie na bieg 4-6 metrów za grupą. Korzystałem, jak nigdy, z każdego podawanego kubeczka z wodą i nie omijałem żadnej kurtyny wodnej, natrysków, które były na trasie (duży plus dla organizatora za ten gest!). Tak biegłem do 10km, tam czułem, że mogę przyśpieszyć i wysunąć się do przodu, ale wielki zryw nie był potrzebny, grupa odczuwała już zmęczenie. Przyznam się – włączyła się kalkulacja 😉 Jeśli odpuszczę to będę poza dziesiątką, a jak pobiegnę swoje, to jest opcja na 8-9 miejsce. Po 10km i po nawrocie oderwałem się kolegą, który prowadził cały czas naszą grupę (a przy okazji, pochwalę mojego kolegę, Piotrka z Nowosolskiej Grupy Biegowej, który podzielił się ze mną wodą, bo ja nie złapałem kubeczka, a w taką pogodę, to każdy łyk wody jest drogocenny – dzięki Piotrek, jesteś gość dla mnie! ) Biegliśmy cały czas z średnią 3:34 – 3:35/km, ale już tylko we dwójkę.
Zmęczenie wkradało się na 13km i zaczynałem zmieniać rytm oddechu z 2/2 na 2/1 – nie zwolniłem jednak, ale postanowiłem nie bić się z kolegą o miejsce, bo po pierwsze: prowadził cały czas naszą grupę, zbierał wiatr, nadawał tempo i zrobił dobrą robotę. Po trzecie: dla mnie to nie był start docelowy i nie miałem żadnej presji super wyniku, ale miał być dobry trening i sprawdzian aktualnego poziomu. Po czwarte wiem, ile energii kosztują ostatnie zrywy, ściganie do końca, wyciskanie z siebie maxa, a ja chciałem ukończyć ten bieg z satysfakcjonującym poczuciem dobrej roboty, mocnego treningu i to najniższym kosztem, a przed wszystkim z brakiem uszczerbku na zdrowiu. Kolega odjechał mi na ostatnim kilometrze, a ja dobrym rytmem ukończyłem bieg na 7 miejscu z czasem 53:06 zajmując 2 miejsce w kategorii wiekowej. Nie powiem – jechałem tam z myślą: „jadę się zemścić za dwa poprzednie nieudane starty!” , ale że aż tak się odegram, to się nie spodziewałem 🙂
Przy okazji, chciałbym podziękować Nowosolskiej Grupie Biegowej za doping, kiedy zmierzałem na podium! Byliście najlepsi i najgłośniejsi! Wielkie dzięki! 😀
Wygrał Paweł Ochal, a za nim dwóch zawodników ukraińskich. Wśród kobiet zwyciężyła Olga Ochal (żona Pawła), a na dwóch pozostałych miejscach – zawodniczki z Ukrainy 🙂 Co ciekawe i niespotykane! – Nazwiska biegaczy zajmujących 1,2 i 3 miejsca w klasyfikacji kobiet i mężczyzn były identyczne! Czyli cała szóstka różniła się tylko imionami.
Zamierzenia biegu zrealizowane. Wystartowałem, „przetarłem się”, zrobiłem dobry trening i wracałem do domu z myślą: „wszystko idzie w dobrym kierunku. Dobra robota Bartek!” Poczułem znów tę adrenalinę, te emocje i stwierdzam, że warto odpuścić sobie startowania na jakiś czas i znów czuć ten głód. Takiego startu właśnie potrzebowałem, dodał pewności siebie, pokazał, gdzie jestem i na co mnie stać. Ogólnie, czuję MOC! Teraz tego nie zmarnować. Dalej mądrze trenować, równoważyć regenerację z treningiem i nadal przygotowywać mentalnie głowę na cel główny – półmaraton w Pile, który już za niecałe 3 tygodnie 🙂 Trenuję dalej i pozdrawiam.
Mentalrunner.