Tylko ze mną jest coś nie tak?!
Piszę. Wiem, że mija tydzień os startu, który chciałem Wam bardziej opisać, ale w ciągu tygodnia 3 razy zaczynałem pisać po czym rezygnowałem z pisania. Dziś uznałem, że muszę powiedzieć B skoro A już powiedziałem. Tak dla spokoju. Obiecuję, że będzie krótko.
No to co się stało? Wiesz, że pobiegłem 16:46. Czułem się na szybsze bieganie, a nawet zakładałem plan minimum 16:45. 3-4 tygodnie temu, kiedy startowałem na Torze Poznań na 5km, to wyniki 16:53 był solidnie wyszarpany, wywalczony ze świadomością, że pobiegłem szybciej niż moja aktualna forma fizyczna na to by pozwalała i zazwyczaj mówię o takich biegach, że pobiegłem z pamięci ? głową, mentalem. Dystans był ten sam z tym że w metrach ;). Forma była lepsza, bo solidnie popracowałem w ostatnim czasie, waga spadła i wciąż spada, ale nie czułem spadku siły, a raczej większą lekkość. Różnicą był też bieg po innej nawierzchni i ilość kółek (12,5 okrążenia). Wszystko wskazywało, że będzie szybciej i było przecież. Fakt, rano czułem się strasznie zaspany, lekko słaby i otępiały i ten stan przeszedł mi dopiero około 15:30 po 3 kawie i wtedy zapadła dopiero decyzja, że jadę do Poznania. Start mojej serii był o 17:55. Ja przyjechałem na miejsce o 17:15, tak wiem późno, ale przygody miałem po drodze, bo kolejka do tankowania na stacji + wypadek i oczywiście nie tłumaczy to faktu, że za późno wyjechałem z domu. Zrobiłem rozgrzewkę z której w końcu byłem zadowolony, że się wyrobiłem i czułem się gotowy. Martwił mnie wysoki puls i ciężkość oddychania, ale byłem świadom, że mogłem nie trafić z odpowiednią regeneracją po środowych interwałach, które wykonałem bez odpuszczania z powodu startu.
Start. Ruszyłem spokojnie, czułem już po 200m, że będzie mi się dobrze biegało, nogi, oddech?wszystko już grało jak chciałem. Bałem się o wiatr, bo tego dnia strasznie hulał, ale tylko delikatnie zawiewał na łuku, a reszta koła znośnie. Zaczynałem w drugiej dwudziestce, ale po okrążeniu już byłem w pierwszej 10tce, a później 5tce, bo odpadli Ci, którzy dali się ponieść emocją. Tempo trzymałem równe (3:20) i czułem się?komfortowo i choć wiem, że w biegu na 5km, 5000m takie odczucie nie powinno mieć miejsca, to tłumaczyłem sobie, że ja dopiero od niedawna wznowiłem trening i będzie bezpieczniej jak zacznę spokojniej. I właśnie przez takie myślenie dałem się wciągnąć w to bezpieczeństwo. Zapomniałem, że to jest bieg na 5km, sprint dla długodystansowca i tutaj nie ma czasu na takie luzowanie. Na 3km tempo lekko nawet spadło, bo od początku biegłem za jednym z zawodników, który solidnie trzymał rytm. I tutaj zaczyna się zabawa. Czuję, że on zwalnia na łuku, gdzie lekko zawiewa i naglę poczuwam się do zerwania, próbuję go wyprzedzić (na łuku), On kontem oka to widzi i przyspiesza, ja nie walczę i znów chowam się za niego. I co robię na prostej? ? NIC!, czekam znów, zasypiam i budzę się znów na łuku w tym samym miejscu I tak do 4900m. Dopiero na ostatniej setce finiszując wyprzedam i sprintem niezagrożony lecę do mety. Czy mi chodziło o wygranie, jakieś super miejsce w tej imprezie? ? NIE. Ja już od dłuższego czasu ścigam się sam ze sobą i celami czasowymi jakie sobie stawiam.
Na mecie nie padam, nie umieram, nie sapię w charakterystyczny do mnie sposób. Kończę bieg, spacerem odbieram wodę i medal i idę do mojej ekipy z #FeiferTeam, która startowała wcześniej. Michał zauważył co robiłem podczas biegu, te śmieszne akcje z chęcią wyprzedzania i pyta co ja robiłem, bo Oni na każdym okrążeniu myśleli, że w końcu ruszę. No nie doczekali się. Prawda jest taka, że gdzieś oszukałem siebie, albo zapomniałem, że przyjechałem na bieg na 5000m, bo czułem się jakbym biegł 10km i takie też odnotowałem zmęczenie. Ostatnio zakładam na każde zawody pasek tętna. Roześmiałem się, gdy po biegu wpadłem w wir analizy i zobaczyłem, że tętno było bardzo niskie w porównaniu do wartości z zapisów treningowych.
Nie dałem z siebie 100%, nie zmusiłem się nawet do 90%. Były rezerwy. Myślę, że to w pewnym stopniu jakiś strach związany z pierwszym startem na bieżni LA mógł mnie lekko ograniczyć i zablokować. Ale i też brak pewności siebie związany ze świadomością przepracowanego okresu treningowego, bo nie da się ukryć 3-4 tygodnie nie dadzą formy. Książkowo jest to okres 10 – 24 tygodnie (zależy od poziomu biegowego), żeby móc mówić o pracy nad formą i jej szczytem, superkompensacją. I wystarczyło, że chwyciłem stary dziennik treningowy z 2018 roku, żeby zobaczyć ile zrobiłem roboty, która dawała mi pewność siebie, a w konsekwencji PB na poziomie 16:12 na 5km i 33:39 na 10km. Wtedy potrzebowałem 16 tygodni, żeby tydzień po tygodniu w szczycie formy pobiegać takie życiwówki. Mam nadzieję, że to tylko o to chodzi, że teraz znów ułożę i zaplanuję trening długoterminowo i wiosną zrobię to co tak mnie męczy. Znam schemat i wiem jak tam dojść, bo dwa razy już tam byłem i mam to na papierze w dziennikach i planach 😉
Rozważałem też jakieś dziwne zatrzymanie, blokadę którą miałem 10 -11 lat temu, kiedy wszystkie moje biegi wyglądały tak jak ten opisywany. Za dużo ostrożności, komfortu?za długo czajenia się. Aż w końcu w 2011 roku chwilę przed wypadkiem, ?przełamałem się? i od tamtego czasu odblokowałem szybsze bieganie, życiówki i wiele innych ograniczeń, ale tego tematu nie będę rozwijał, bo myślę, że to nie to, to też potrafię ?wskrzesić ? i odbudować.
A może to po prostu za długa przerwa od startów, brak rytmu, lekka presja biegania na stadionie, gdzie na każdym kole ktoś znajomy Ci krzyczy, kibicuje? A może nie nastawiłem się odpowiednio, bo to nie był mój start docelowy, ale raczej kontrolny. Może wszystko miało wpływ. Może panikuję, bo jestem daleko z formą i daleko od wyników, które robiłem wcześniej. Tak, jestem sfrustrowany, ale nie siedzę nie lamentuję, piszę bo lubię pisać co mi siedzi w głowie, bo myślę, że ktoś z Was też ma takie rozkminki i może coś mu pomoże 🙂 Działam, zrzucam wagę, bo przecież jestem cięższy jakieś 5-6kg, ćwiczę i trenuję regularnie. Swoich celów nie osiągnę w tym roku, bo nie ma już czasu, ale małe cele, które prowadzą do dużego realizuję i czuję już z tego satysfakcję, nakręcają mnie i motywują do dalszej pracy.
Wciąż z pasją, zajarany bieganiem i rozwojem swoich możliwości.
MentalRunner Bartek
FeiferTrenuje /#FeiferTeam