Loading…

Meta : Time : Trials. Czyli mój krok w tył… żeby wziąć rozbieg.

Rozpisałem się, bo dałem sobie chwilę czasu na przemyślenia i uspokojenie 🙂 Dla tych co nie lubią czytać napiszę krótko – 1km – 3:08, 2km – 3:10 i czułem się świetnie, czułem się mocny biegnąc w docelowej grupie na łamanie 16 minut z czterema Hiszpanami. Chwilę później bieg się skończył dla mnie i wyniku nie ma. To nie był mój dzień. Ostra kolka od 3km i po biegu.

Próbowałem walczyć, uciskać, oddychać, ale nic z tego. Tempo spadło do 3:40, 3:50 i resztę przetruchtałem do mety, żeby tylko skończyć. I to tyle o tym biegu i o tym co się wydarzyło. Jak ktoś chce poczytać, to zapraszam do mojej dalszej rozprawki 😉 

Na początek kilka słów o imprezie. 

Malaga – piękne klimatyczne miasto, wszystkie najważniejsze miejsca do zwiedzania blisko siebie, więc udało się większość zobaczyć podczas spaceru. Z jednej strony góry, a z drugiej plaża – polecam odwiedzić. 

META : TIME : TRIALS – organizacja tej imprezy to mistrzostwo! Najwyższy poziom i klimat jaki panował przez cały weekend nie do opisania. Warunki biegu miały wszystko co potrzebne, aby biegać bardzo szybko. Płaska trasa, obsada i dużo pozytywnej energii od uczestników.

Ambasadorzy ASICS z całego świata i My – drużyna ASICS FrontRunner z całej Europy ( 50 osób z czego już wiemy, że 23 osoby zrobiły nowe PB!) 

Na pocieszenie fotka z Julianem Wandersem, który też ostatnio miewa gorsze chwile. 

No i te buty – ASICS METASPEED. To dzięki nim znalazłem się w Maladze, to i ich premiera miała miejsce na dzień przed startem i miałem tą wielką przyjemność brać w niej udział, a następnego dnia wystartować w nich. Recenzja butów będzie później, chcę je bardziej przetestować, ale już mogę napisać, że pierwsze wrażenie… BOMBA! 

Teraz czas na mój opis sytuacji i pozwolę sobie filozofować trochę. 

No cóż… spadłem z wysokiego konia, bo świadomie na takiego wsiadałem i wiedziałem, że to będzie ostry galop. Mogłem wsiąść na kucyka lub takiego na biegunach. Wtedy albo bym nie spadł, albo mniej by bolało. Mogłem też w ogóle nie wsiadać i nie byłoby sprawy, ale mi nie o to chodzi.

Kiedy chcesz przesunąć swoje granice wytrzymałości, sprawdzić gdzie jest twój próg możliwości, to nie ma mowy o takim komforcie i wybieraniu łatwiejszej drogi. 

Jedni uznają, że nie byłem gotowy i że przeszarżowałem, inni że stres i za dużą wrzuciłem na siebie presję, a jeszcze inni, że już po tej operacji nie dam rady wrócić do tak szybkiego biegania. 

Żadnej z tych opcji nie zaakceptuję. Czuję się gotów jak nigdy wcześniej. Taką presję lubię i sam świadomie sobie ją sprawiam „dźwigam to mentalnie”, bo to mnie napędza od lat. Od lat nikomu też nie muszę już nic udowadniać. Po operacji wróciłem silniejszy, a ostatnie 6 tygodni pokazało, że szybkość jest i przychodzi łatwiej niż kiedykolwiek wcześniej.

Niestety tym razem nie wyszło. Byłem na fali, biegi wychodziły, niosło i chyba przyszedł czas na małą amplitudę, którą zazwyczaj tłumaczę moim podopiecznym w kontekście treningu, że aby na pewnym poziomie zrobić progres trzeba używać naprzemiennie jednostek trudnych i łatwych. A jeśli chodzi o start, to nie zawsze będzie się w szczytowej formie, nie zawsze będzie „łatwo i przyjemnie” wszystko wychodziło. Sukcesy są nam potrzebne od czasu do czasu, żeby mieć ciągle świadomość, że jesteśmy do nich zdolni, a gorsze biegi, porażki… są potrzebne, to one często są trampoliną do jeszcze lepszych rezultatów, paliwem rakietowym, które Nas niesie dalej niż pierwotnie chcieliśmy. Ja tak do tego podchodzę nie od dziś. Wiele już przeszedłem w życiu, biegowo i nie tylko. Taka sytuacja mnie nie złamie. 

Czy jestem zły? – oczywiście, że tak, ale tak sportowo – pozytywnie. Poleciałem na drugi koniec Europy, na bieg gdzie wszystko było dograne i spełniało wymarzone warunki do bicia rekordów. Czułem, że wszystko u mnie się zgrywa – forma, waga startowa, mental. 

Jestem optymistą. Ja teraz to pisząc, czuję że to mnie wzmacnia, że obrócę to co się stało, na swoją korzyść w nową siłę. Robię teraz krok w tył, ale tak naprawdę to robię rozpęd. Zbroję się na kolejny bieg, na kolejną walkę. 

A teraz tak na spokojnie i z dystansem.

 W niedzielę rano przed startem pojawiło mi się piękne wspomnienie na telefonie – dokładnie rok temu tego dnia, w którym miałem start (24.04.2022) wróciłem do domu ze szpitala po operacji. Pamiętam ten dzień, bo czułem ból po operacji, ledwo ruszałem nogą, chodziłem o kulach, byłem w małej rozsypce emocjonalnej, bo nie wiedziałem co ze mną będzie. Nie biegałem pół roku, później rehabilitacja, wróciłem do biegania i nawet nie marzyłem o tym, żeby być w tym miejscu w takiej formie. To był niesamowity rok. Cholerka… Ja znów wróciłem! Wygrałem lokalne Przełajowe Grand Prix Powiatu Nowotomyskiego w Biegach na 5km, pobiegłem dwa wartościowe wyniki – 10km (34:33) i w półmaratonie (01:15:29) i to najcenniejsze, to co wzbudziło we mnie dużo emocji i łezka w oku się zakręciła, bo chwilę po odebraniu tej nagrody cały ten rok przeleciał mi przed oczami, a było to – SPORTOWE OSIĄGNIĘCIE w 2021 – wyróżnienie od szefostwa Teamu ASICS Frontrunner Poland. 

Puentując. Chyba nie zawsze cel jest najważniejszy, ale droga jaką trzeba było pokonać, żeby dotrzeć do tego miejsca. To nas buduje i wzmacnia. 

Trenuję dalej. Wierzę, że w swoją mantrę: #MożeszWięcejNiżMyśliszŻeMożesz 

Oczywiście konkurs rozwiąże i nagrodzę osobę która pomyliła się najmniej, chociaż mało kto tak wysoko typował.

Pozdrawiam

Bartek

Dodaj komentarz