Loading…

Maraton de Paris. Kilka słów o tym, co tam się wydarzyło.

Nie wiedziałem kompletnie co z tego wyjdzie. Miesiąc chorowania, duże osłabienie, walka o szybki powrót do sił. I niecałe dwa tygodnie regularnego biegania przed startem, które nie wiele mogły powiedzieć oprócz tego, że czułem się na siłach, aby tylko spokojnie przebiec i zaliczyć ten bieg.

Wiedziałem, że na spokojnie nie będę w stanie tego zrobić.  Więc chciałem ryzykować skoro taki kawał drogi już przebyłem, robotę wcześniej wykonałem i zdrowie w jakimś stopniu odzyskałem. Trener zalecił do 30km w komforcie. Spróbowałem 3:55/km i po 5km uznałem, że to jest to. Biegałem nawet zaskakująco równo. Były odchylenia 4:00 – 4:05/km, bo podbiegów nie brakowało na trasie. Przyznam Wam, że trasa dla mnie była najtrudniejszą ze wszystkich maratońskich na jakich miałem przyjemność biegać. Podbiegi, zbiegi… wybijały mnie z rytmu i traciłem tam czas. Oczywiście może być tak, że pewnie te odczucia miałem takie, bo to ja byłem/jestem jeszcze słaby Aczkolwiek wielu biegaczy potwierdza, że trasa nie jest łatwa. 

Muszę też wspomnieć o temperaturze.  Delikatnie mówiąc – było zimno! Po pobudce pokazywało 1 stopień, przed startem 2! Pierwszy raz maraton biegałem w dwóch warstwach + czapka, którą ściągnąłem po 15km, bo w końcu poczułem ciepło. 

Problemów tego dnia nie zabrakło. Ja ogólnie chyba nie byłem do końca świadomy po co przyjechałem i nie zdawałem sobie sprawy, że biegnę maraton. Rano szło wszystko gładko. Z siostrą udaliśmy się spacerkiem do metra, przejeżdżamy pół drogi na Pola Elizejskie, gdzie był start i na jednej ze stacji… BUMM! Pytam Magdę: „czy ja pakowałem numer z koszulką?”… Sprawdzam i… NIE MA! Szybko wysiadka i powrót!  Magda została na stacji, a ja biegiem do hotelu po numer! Także rozgrzewka była już zaliczona 😀  Przebieralnie urządziłem sobie w metrze 🙂  Start o 8:27, a my o 8:00 byliśmy na miejscu!  Do strefy wbiłem się szybko, znalazłem nawet kolegów z Polski i pobiegłem.

Wpadka nr 2. Na pierwszym kilometrze zgubiłem żel  1 z 3!  Wypadł mi w takim tłumie, że cofanie się po niego pewnie byłoby niebezpieczne, więc pobiegłem dalej z nadzieją, że może gdzieś tam na punkcie odżywczym… Niestety nie. W Florencji, Frankfurcie, Walencji były, ale akurat w Paryżu, nie :/ Poradziłem sobie jakoś. Miałem jak zawsze sprawdzone żele ALE (cytryna i cola) Pierwszy żel na 15km (cytryna) drugi i ostatni (cola, bo jest z kofeiną i fajnie się sprawdza na końcówce) podzieliłem na pół – 25 i 32km. Na punktach tylko woda. Przetrwałem.




Jeśli chodzi o tempo, to całość wyszła po 3:56/km. Ogólnie prawie 5 minut gorzej od życiówki (02:41:50 Walencja) i generalnie to mój 4 wynik w maratonie.

2010, Warszawa, 02:55:18 (debiut)
2014, Poznań, 02:51:38
2015, Florencja, 02:45:47
2016, Frankfurt, 02:46:00
2017, Walencja, 02:41:50
2019, Paris, 02:46:27

Wyszło jak wyszło. Pobiegłem na tyle, na ile było mnie stać tego dnia i po tych wszystkich perypetiach zdrowotnych. Już kiedyś pisałem… Czasami trzeba zrobić krok w tył, żeby zrobić dwa w przód. Trenuje dalej 🙂  

Pozdro
#FeiferTrenuje 🙂 

Dodaj komentarz