Loading…

Moja pierwsza część sezonu – podsumowanie.

Nie był to lekki czas dla mnie. Zaliczyłem kilka startów, ale chyba żaden nie był jakiś… spektakularny, godny zapamiętania i umieszczenia na mojej liście TOP wyścigów.

 Oczywiście mam na myśli moją formę i wynik końcowy, a nie samą imprezę, bo tutaj akurat były biegi, które zasługują na wyróżnienie i był TOP.

Luty i pierwszy start tego roku – maraton w Sevilli i tak, to była top impreza. Mega piękne miasto, organizacja, klimat… ale ja nie byłem w formie. Początkowo narzekałem na trasę, źle ją wspominam, ale przyznaję – byłem słaby. Pojechałem chory i nie trafiłem z przygotowaniami – już raczej wszystko napisałem w poprzednim blogu na ten temat, więc nie będę powielał, a zainteresowanych zapraszam do wpisu. Czas 3 najgorszy w mojej historii startów maratońskich (02:49:26), ale na pocieszeniem dla mnie było podium w kategorii osób z dysfunkcją ruchową – 3 miejsce i pierwsze 150 euro wygrane za granicą.

Marzec – lokalnie wygrałem mały bieg na 5km w trailu Bieg Żołnierzy Wyklętych. Czas nie powalał, bo warunki były mega ciężkie, za to powalczyłem na trasie z chłopakami i dało mi to dużo nadziei na dalszą część sezonu.

Kwiecień – moja radość po wygranej długo nie trwała, bo już na początku kwietnia odnotowałem jedną z większych 'porażek’ jeśli chodzi o starty i ściganie się o podium. Bieg również lokalny (Cicha Piątka edycja zimowa w Cichej Górze), ale miałem wybór – robić trening w domu lub jechać na bieg i tam dać z siebie trochę więcej. Był tez element dodatkowej motywacji – bieg należał do grand prix, które rok temu wygrałem i chciałem tam wrócić. Skończyłem na 5 miejscu.

Pod koniec kwietnia zostałem zaproszony do Krakowa jako prelegent na mini wykład o tematyce motywacji, gdzie dzieliłem się swoją historią. Była to część wielkiej imprezy, jaką jest Cracovia Maraton. Na tydzień przed wyjazdem zdecydowałem się na start w imprezie towarzyszącej i poprzedzającej start maratonu – Nocny Bieg Igrzyskowy na 10km i tutaj wpisuję, zgłaszam ten bieg do listy TOP imprez biegowych w naszym kraju! Klimat, oprawa… coś pięknego i polecam wszystkim! Wszystko działo się w sobotę. Czułem mega pozytywne emocje, chociaż ciało i głowa bardzo zmęczone wczesną podróżą, a później stresem przed wystąpieniem. Trasa nie była łatwa, ale ten nocny klimat wszystko rekompensował. Wyszło 36:31. Pobiegane w Krakowie.

Maj. Miałem w planie 2-3 szybkie starty na 5 i 10km, ale… pobiegłem Wingsa. Po powrocie z Krakowa wyłapałem adenowirusa. Ból oka i lekka gorączka przeciągnął się do pierwszych dni maja i zrezygnowałem z Biegu Konstytucji, a później zmarł mój dziadek, chciałem dedykować mu jakiś bieg i spontanicznie postanowiłem, że jednak wystartuję w Wingsie z którego początkowo zrezygnowałem. To było lekkie wariactwo. Uwierzyłem, że jeszcze trening do maratonu w Sewilli jest w nogach i głowie, to nie będzie tak ciężko, mimo że od marca trenowałem pod 5 i 10km. do 30km było ok, a później się zaczęło… Kryzys, mocny spadek tempa i skończyłem na 45,6km uciekając przed metą przez 3h i 15 minut. Po biegu byłem zdemolowany, nigdy takiego zmęczenie nie czułem. Ciągle łapały mnie skurcze, było mi cholernie zimno, a nawet w autobusie prawie wymiotowałem.

Ostatecznie byłem z siebie zadowolony i dałem tego dnia z siebie maxa.

Więcej startów w maju już nie zaliczyłem niestety. Musiałem dojść do siebie, żeby powalczyć w czerwcu.

Czerwiec. Zaczęło się od letniej edycji Cichej Piątki w Cichej Górze, gdzie w lutym dostałem łomot. Tym razem się obroniłem i wygrałem bieg. 

Tydzień później (w moje urodziny) pojechałem do słynnego Grodziska Wielkopolskiego, gdzie dzień przed Półmaratonem Słowaka rozegrano bieg na 5 i 10km ulicami miasta. Trasa z atestem i miałem ochotę mocno tam pobiegać. Przyjechało wielu moich zawodników z #FeiferTeam, ale… pogoda była jak zawsze w Grodzisku, czyli bezlitośnie gorąco. Nie czułem się na szybkie bieganie i postanowiłem, że będę próbował pomóc moim zawodnikom. Karolina i Mateusz, biegają na podobnym poziomie 10km 35:30, więc lecieliśmy blisko siebie w dużej grupie. Dopiero na jakieś 800m do mety doszło do pierwszego i finalnego ataku, grupa się rozerwała, a ja skończyłem na 2 miejscu open z czasem dla mnie słabym 17:25, gdzie tydzień wcześniej w przełaju pobiegłem 10 sekund wolnej samotnie. Ale przed biegiem brałem to w ciemno i cieszyłem się z podium, a jeszcze bardziej wyników moich zawodników.

Kolejny start był… znów po tygodniu. Już bez ciśnienia na wynik czasowy, wiedziałem i czułem, że ta część sezonu już jest za mną, nic nie ugram i chciałem tylko mocno pobiegać w miejscu do którego mam duży sentyment. Pojechałem więc do Strzegomia. 

Trasa bardzo górzysta, długie podbiegi na dystansie 12km. Przyznaję – powalczyłem tam mocno i wybiegałem 4 miejsce open i 1 miejsce w kategorii wiekowej. Czas: 45:26 (3:47/km). Wróciłem tam po 8 latach i wracałem tak samo szczęśliwy.

Lipiec. Później zrobiłem lekkie roztrenowanie przymusowe – choroba, zatoki itp.

Wróciłem do treningu na chwilę w połowie lipca i zaliczyłem ostatni start pierwszej części sezonu, a może bardziej już drugiej części, bo to koniec lipca. Na potrzeby podsumowania uznajmy, że to nadal pierwsza część.

Kolejny rok start w Szklarskiej Porębie w Izerskim Weekendzie Biegowym, ale tym razem pobiegłem 10km ( mam zasadę, że co roku zmieniam dystans – raz 21km, a kolejny rok 10km). Przyjechaliśmy w piątek, lekki rozruch z Hanią na boisku goniąc za piłką i w sobotę start. Oj bolało, kiedy podbieg weryfikował mnie z każdym krokiem, a przez wiele lat uważałem, że właśnie podbieg jest moją silną stroną. Oddechowo nie ogarniałem i o dziwo zbieg miałem lepszy niż kiedykolwiek wcześniej. Waga podpowiada mi, że to dzięki kilogramom które mi przybyły, pchały mnie w dół skuteczniej.

Wywalczyłem 3 miejsce w kategorii wiekowej M30 z czasem 44:12. Na cztery moje starty w tej imprezie ma 3 razy podium, więc jest dobrze, a fakt że 3 moich zawodników było na podium (2 było przede mną) to jest to dla mnie dodatkowo sukces trenerski.

Później z moimi zawodnikami i rodziną zostałem jeszcze kilka dni w Jakuszycach na mini obozie, gdzie fajnie pobiegliśmy, wróciłem do domu pełen nadziei, że wchodzę w nowe lepsze przygotowania i…i nie biegam niestety do teraz. Kolejna przerwa przez chorobę górnych dróg oddechowych, zatoki itp.

To nie był łatwy sezon w ciągu tych 7 miesięcy ja 7 lub 8 tygodni spędzałem będąc chorym.

Ale… Szukam pozytywów i podsumowując nie wyszło tak źle:

  • wygrałem 2 lokalne biegi,
  • zaliczyłem z fajnym wynikiem Wings For Life,
  • przebiegłem kolejny maraton i znów wywalczyłem podium za granicą,
  • na 9 startów 7 razy wchodziłem na podium,

I chyba najważniejsze BIEGAM z pasją, realizuję swoją misję #MożeszWięcej, jaram się tym i tęsknię kiedy nie mogę tego robić, czyli od lat wszystko bez zmian i niech tak zostanie.

Czekam, aż zdrowie wróci i zaczynam drugą, trochę krótszą, część sezonu.

Pozdrawiam 

Bartek

Dodaj komentarz