Loading…

27 urodziny i spełnione marzenie.

11327787_928465487210987_2135777600_n

Tak, wczoraj skończyłem 27 lat. Urodziny jak urodziny – mnóstwo życzeń, winszowania, pół dnia lajkowania życzeń na FB, odpisywania na życzenia i odbierania telefonów – ogólnie dużo miłych chwili 🙂 Dzień wyjątkowy tym bardziej, gdyż dostałem maila, w którym informacja brzmiała: „gratulujemy zdanego egzaminu na Menadżera Sportu” 🙂 Jednak, to nie był koniec miłych niespodzianek.

O godzinie 19:00, jak w każdą środę, prowadziłem trening biegowy w mojej Akademii. Początkowo nie zwróciłem uwagi, że nikt nie złożył mi życzeń, bo chyba przez chwilę sam o nich zapomniałem 😉 Jednak w trakcie treningu, myślenie aktywowało się i zaczynałem się domyślać, że chyba coś jest nie tak. Kończyliśmy powoli nasz trening, a ze  stadionu w podejrzany sposób znikło kilka osób. Jak się okazało, znikło po to, aby po chwili pojawić się w jeszcze większej liczbie z imprezą niespodzianką 🙂

11121889_928465197211016_549780240_n

Wyjątkowy tort i izotonik wpasowały się niemal idealnie w potreningowe menu 🙂 Teraz przyznać się mogę, że mało brakowało do uronienia łzy. Emocje przewyższyły te, które odczuwałem w momencie pobijania życiówki na 10km. Nie potrafiłem wypowiedzieć słów, składnych zdań, w których mógłbym podziękować i pokazać im jak bardzo jestem szczęśliwy w tym momencie. Myślę, że ten tekst odda w jakiejś części to, co wtedy odczuwałem i przeżywałem.

Zdaję sobie jednak sprawę, że wiele osób, które czytało moje powyższe osobiste odczucia, nie zauważyły niczego specjalnego, że takie niespodzianki się zdarzają nie tylko mnie.

Jednak mój tekst, jest znów efektem głębszych przemyśleń.

Jeden moment wystarczył, abym zdał sobie sprawę, że właśnie moje marzenie, wielki cel się spełnia, realizuje go nawet w większym wymiarze niż początkowo pragnąłem.  Moment, w którym „moja biegowa rodzina” zapaliła świeczki na torcie i kazała je zdmuchnąć, wcześniej myśląc oczywiście o marzeniach.

11418302_928465713877631_204292033_n

Po wypadku, kiedy decyzja lekarza mówiła jeszcze o niemożliwości powrotu do biegania, a ja byłem w pewnym stopniu inwalidą, pojawiało się wiele obaw o przyszłość. Poczucie własnej wartości sięgało dna, a ja zadawałem sobie pytanie do czego ja się będę nadawał? Komu będę potrzebny? Był to też okres, w którym na pocieszenie sugerowano mi, że jeśli nie będę biegał, to przecież mogę zostać trenerem i pomagać innym. Nie ukrywam, że ta sugestia przerodziła się w marzenie,  bo była zgodna z moimi pragnieniami. W tamtym czasie towarzyszył mi też  jeden z  aforyzmów:

„Jeśli ktoś pro­si nas o po­moc, to znaczy że jes­teśmy jeszcze coś war­ci.”

Paulo Coelho

Chciałem być potrzebny, pomocny i chciałem być coś wart.  Z tych potrzeb rodziło się marzenie o pomaganiu, motywowaniu, a raczej bardziej inspirowaniu. Bycie trenerem zaspokoiłoby te potrzeby i pragnienia. To, że piszę tego bloga, wydałem książkę z aforyzmami, a moją historię poznało i nadal poznaje coraz więcej osób uważam już za częściowe wypełnienie misji i potwierdzenie właściwego kierunku ku jej spełnieniu. Jednak chciałem pracować z ludźmi, być bliżej, dać od siebie więcej. Tak powstała moja akademia biegowa – Stay Strong Training Academy 🙂 Niecały rok pracy jako instruktor-trener za mną, a wraz z tym – mogę się pochwalić –  pierwsze chwile satysfakcji, kiedy zawodnicy osiągali swoje cele, z zadowoleniem meldowali o swoim wyższym stopniu sprawności i o tym, ile satysfakcji dają im wspólne treningi. Kolejne potwierdzenie, że wszystko idzie w dobrym kierunku, ale jest w tym wszystkim coś więcej. Motywacja. Pasja. Zaangażowanie. Oni motywują mnie, ja motywuję ich. Staram się każde zajęcia, każdy trening prowadzić z pasją, a nawet nie muszę się starać, bo sam łapie się na tym, że czuję to, czuję pasję, czuję przyjemność z tego, co robię. Moje zaangażowanie? – to raczej maska pasji. Ich zaangażowanie zasługa mojej pasji – reakcja na kontakt z nią lub wysoki poziom ich świadomości, chęć podążania moją drogą, towarzyszenia mi w mojej misji.

Kiedy wróciłem do domu po imprezie niespodziance i skończyłem czytać wszystkie życzenia jakie dostałem,  przyszedł czas na pytania – uwielbiam zadawać sobie pytania (nawet na głos) 🙂

 Jak to się stało, że rok temu większości nie znałem, a dziś stwarzają chwile szczęścia? Czym byłaby Akademia bez tych ludzi?  A jeśli chodzi o życzenia – wszystkie trafne i przy okazji dziękuję 🙂 Ale pojawiło się też słowo, które przykuło moją uwagę, słowo do którego mam szacunek i nie chciałbym moją osobą go nadużywać, a te słowo to „trener”. Wiem, że nie jestem trenerem stuprocentowym, ale jaki trener jest? To jest ciągła nauka i eksperymenty. Wiem, że aktualny poziom wiedzy pozwala mi na pomoc początkującym biegaczom, jak i bardziej zaawansowanym amatorom. Ciągle się uczę. I mam swoje cele na tym stanowisku – wytrenować jak najwięcej osób, których wyniki będę przewyższały moje i najbardziej konkretny cel, to pomoc innym w realizacji ich celów. Słowo „trener” nie ma znaczenia dla mnie w kontekście prestiżu, ważności jak dopiska stopnia naukowego przed nazwiskiem itp. Dla mnie pod tym słowem kryją się wartości takie jak odpowiedzialność,  pomoc, rozwój, zaangażowanie, motywowanie i inspiracja.

Kartka z życzeniami. Otworzyłem ją dopiero w drodze powrotnej do domu i dobrze, że zrobiłem to później. Wzruszenie wygrało, emocjonalnie wylądowałem na kolanach, a łza popłynęła.

A co z tym spełnionym marzeniem w trakcie gaszenia świeczek? – Czuć, że jest się wyjątkowym kapitanem statku dla jeszcze bardziej wyjątkowej załogi, która ma wspólny cel podróży.

Dzięki Wam dziś czuję, że moje pragnienia i marzenia się spełniają, że to co robię ma sens. To co zrobiliście jest wystarczającą motywacją na kolejny rok pracy z Wami.

10449653_928465807210955_519534917_n

Poprzeczka będzie nadal wysoko, ale na tyle wysoko, że każdy z nas da radę ją dostrzec i pokonać. Na tym polega wyznaczanie i osiąganie celów.

                                                                              Dziękuję Bartek.

11350325_928465550544314_1592007030_n


Podziel się

Dodaj komentarz